[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wpadnie jej do głowy jakiś ciekawy pomysł na kampanię.
Czerwonym markerem nakreśliła grubą linię w poprzek kartki. Niby
nic, a jednak początek jakiegoś pomysłu.
- Spakuj to z nami - powtórzyła.
- Dokładnie to samo przyszło mi do głowy - powiedziała Dusty. -
Czas najwyższy, żebyś sama się spakowała.
Wanda odwróciła się i zobaczyła siostrę, która zaglądała jej przez
ramiÄ™.
- DÅ‚ugo tu jesteÅ›?
- Za długo. Ty zresztą też. Dostosuj się do rady klienta i spakuj ten
interes. Wiesz, że nie zjadłaś dzisiaj lunchu?
- Po porcji lodów nie byłam już głodna.
RS
- Wczoraj też nie zjadłaś lunchu, ani kolacji.
- Mam napięte terminy. Za trzy dni muszę być gotowa.
- Przepracujesz jeszcze dwa tygodnie, a będziesz się zachowywać
gorzej niż John.
- Owszem. I taki mam plan. Muszę wywołać u niego zgrozę.
- No cóż, ja już jestem przerażona.
- Nie przejmuj siÄ™.
- Spróbuję - odparła Dusty. - A tak przy okazji, przed chwilą do
ciebie to przyszło. - Wyciągnęła zza pleców owinięty kolorowym
papierem i przewiązany złotą kokardą bukiet.
- Czerwone róże - westchnęła Wanda. - Znowu. Zaczyna na nie
brakować miejsca.
- Skąd wiesz, że to róże?
Wanda wskazała pięć wazonów, wypełnionych ciasno czerwonymi
różami. Rozerwała papier.
- A widzisz? - ucieszyła się Dusty i wyjęła wiązankę. - To są astry i
tulipany - purpurowe i niebieskie.
- Rzeczywiście! - Wanda spojrzała na kwiaty ze zdumieniem. - Coś
takiego! Czyżby odważył się złamać konwencję? - Wzięła bukiet z rąk
Dusty i ustawiła go starannie w wazonie na biurku.
- A telefony od niego nie były złamaniem konwencji? Czego ty od
niego wymagasz, dziewczyno? Kiedy wreszcie przełamiesz się i
umówisz z tym facetem? Pamiętaj, że chodzenie na randki było twoim
pomysłem.
- Tak, tak. Pamiętam o tym. I będę się z nim umawiać, ale na razie
mam mnóstwo roboty. John wie, że pójdziemy gdzieś, jak tylko znajdę
chwilę czasu. Już mu to powiedziałam.
- W takim razie spodoba ci się dołączona do bukietu notka.
- Wysłał bilecik?
- Mhm. CytujÄ™:  Co robisz w sylwestra?" Koniec cytatu. Niezbyt
optymistyczne, no nie?
- Jak tylko doprowadzę do końca ten projekt, zacznę następny. A
kiedy go skończę... - Wanda zrobiła pauzę. - Wiem, istnieje ryzyko, że
moje plany dadzÄ… pewne skutki uboczne, ale...
- Skutki uboczne? Twoja najczarniejsza przepowiednia się spełni,
RS
siostrzyczko. I nie będzie to wcale wina Johna. Jeśli nie ockniesz się w
porę z tego transu i nie odstawisz tej roboty, przyszłość dopadnie cię
prędzej niż myślisz. I tak samo szybko ucieknie ci sprzed nosa.
- No dobrze. Dostałam nauczkę. John chyba też, jeśli wziąć pod
uwagę ten bukiet. Następnym razem, kiedy zadzwoni...
- Dlaczego sama do niego nie zadzwonisz? Wanda zamyśliła się.
- Racja. Właściwie dlaczego nie? - powiedziała, chwytając za
telefon.
Ale telefon zadzwonił, zanim zdążyła go dotknąć.
RS
ROZDZIAA DZIEWITY
Dusty zapięła suwak na plecach pasiastej sukienki siostry, cofnęła się
i zmarszczyła brwi.
- Sama nie wiem - mruknęła. - Moim zdaniem to nie wypali.
Wanda udała, że nie słyszy komentarza siostry. Przeglądała się w
wielkim lustrze i podziwiała złotą suknię, która układała się na jej ciele
tak, jak gdyby była drugą skórą. Każde zagłębienie i fałda materiału
odbijały światło i połyskiwały złoceniem.
- No dobra. A teraz poważnie. Co o tym sądzisz? - zapytała.
- Myślę, że ta suknia lepiej wygląda na tobie, niż kiedykolwiek na
mnie, co sprawia, że nie podoba mi się ten plan. -Dusty pokręciła
sceptycznie głową. - Wyglądasz jak niezła przynęta dla rekina. Zdaje mi
się, że twoja nasada nietykalności będzie tak samo skuteczna, jak kiedyś
prohibicja. Pamiętaj, że tym razem nie będzie mnie przy tobie, i w razie
czego ciÄ™ nie uratujÄ™.
- Przestrzeganie zasady nietykalności nie jest już konieczne. John
wydaje się skory do zawarcia kompromisu. Na szczęście przestał liczyć
na to, że mnie uwiedzie i rozwiąże tym samym wszystkie problemy. Nic
mi nie grozi, Dusty.
- Przekonanie o niezatapialności doprowadziło do zatonięcia wielu
statków.
Zadzwonił dzwonek u drzwi. Wanda zerknęła na zegarek.
- Widzisz, spóznił się - powiedziała zadowolona. - Dotychczas
zawsze był punktualny, a nawet przyjeżdżał przed czasem. On naprawdę
się zmienił - dodała z uśmiechem, po czym popłynęła w powłóczystej
sukni do drzwi.
Wanda ściskała nerwowo w dłoniach wieczorową torebkę. Siedziała
wciśnięta w fotel samochodu i zastanawiała się, czy od razu wezmą ją za
idiotkę, czy też dadzą najpierw odezwać się i wytłumaczyć.
- Powinieneś był mnie uprzedzić.
- Zrobiłem to. Mówiłem przecież o ludowym przedstawieniu -
RS
radośnie odparł John, nie poruszony kwaśną miną Wandy.
- Ludowe przedstawienie nie zawsze odbywa siÄ™ w oborze
zaadaptowanej na teatr, z miejscami do siedzenia pomiędzy bydłem.
- O rany, myślałem, że wiesz, jak to wygląda. Przecież to ty jesteś
artystką... Zawsze jesteś na bieżąco ze wszystkimi premierami.
- Nadal jednak sądzę, że powinieneś był mi powiedzieć, do jakiego
teatru się wybieramy. Nawet w ostatniej chwili. Widziałeś przecież, jak
jestem ubrana. Nie dało ci to do myślenia?
- Myślałem, że najpierw pojedziemy do hotelu, żebyś mogła się
przebrać.
- Do hotelu? Przecież ja mieszkam u Dusty. - Wanda poczuła, że się
czerwieni. Rzeczywiście, kiedy zobaczyła Johna w bawełnianej bluzie i
nowej parze dżinsów, od razu pomyślała, że mógłby ją zaprosić do
hotelowego pokoju na lampkÄ™ szampana i odrobinÄ™ rozkoszy. -
Powinieneś był mi powiedzieć - powtórzyła cicho.
- Wyluzuj się, Wando. Na twoim miejscu w ogóle bym się nie
przejmował. Obojętnie, co na siebie włożysz, i tak wyglądasz wspaniale.
A w tej sukni jesteś wprost olśniewająca; Będę zazdrosny o każdego
mężczyznę.
Wanda spojrzała na niego podejrzliwie. John nigdy nie prawił jej
takich komplementów. Co najwyżej mruczał coś pod nosem, gdy pytała
go, jak wygląda. W każdej innej sytuacji podskoczyłaby z radości, gdyby
usłyszała od niego tak miłe słowa. Ale dzisiaj myślała tylko o tym, jaką
cenę przyjdzie jej zapłacić za te komplementy. Zważywszy, że będzie
musiała siedzieć na wilgotnej ziemi w ciasnej sukni i na wysokich
obcasach - będzie to cena wysoka.
- I kto to w ogóle słyszał, żeby o tej porze roku wystawiać sztukę na
zewnÄ…trz!
- Nie kapujesz? To ostatnie przedstawienie w tym roku. Taki
eksperyment. Chcą zobaczyć, ilu przyjdzie widzów. Jeśli frekwencja
będzie wysoka, w przyszłym roku też przedłużą sezon. - John spojrzał na
Wandę i puścił do niej oko. - To coś nowego. Pikanteria. Przełamywanie
schematów.
Wanda westchnęła tylko i wyjrzała przez okno. Promienie słońca
przedzierały się przez gałęzie drzew. Kiedy ściana listowia była zbyt
RS
gęsta, słońce ginęło, kiedy indziej wyzierało zaś radośnie i paliło
ostatnim, popołudniowym ciepłem.
- Nie byłoby szybciej, gdybyś pojechał autostradą? - zapytała. -
Czemu tłuczesz się tą boczną drogą?
- Pomyślałem, że skoro i tak wyjechaliśmy wcześniej, to zrobimy
sobie przejażdżkę. Pięknie tu, prawda?
- Prawda - przytaknęła. - John?
- Mhm?
- Spózniłeś się do Dusty.
- Naprawdę? - zapytał bez zażenowania w głosie.
- Nie mów, że jeszcze nie naprawiłeś swojego zegarka.
- Ach, zegarek... Sam nie wiem, po co ludzie wymyślili zegary.
Wanda patrzyła na niego z rosnącym zdumieniem. Wcale nie była
pewna, czy taki właśnie John - rozbrajająco wręcz beztroski - bardziej jej
siÄ™ podoba.
- John? O szóstej zaczyna się przedstawienie. Jak daleko jesteśmy?
- Zrelaksuj się; Jedziemy skrótem do autostrady. Zaraz będzie ostatni
zakręt.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz.
John uśmiechnął się do niej, wyraznie zadowolony z siebie.
- O ile dobrze pamiętam, zawsze narzekałaś, że jestem drętwy i
pozbawiony fantazji.
- Dzisiaj byłabym skłonna ci to wybaczyć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl