[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zapadła cisza. Markiz wpatrywał się w nią Hermia czuła, jak jego wzrok
przenika głęboko do jej serca.
 Lecz jak każda kobieta  powiedział  musisz lubić piękne suknie, bale
i oczywiście przystojnych mężczyzn prawiących ci komplementy.
 Mówi pan jak mama roześmiała się Hermia, a jej śmiech rozniósł się
echem po małym pomieszczeniu. Ona też chciałaby, żebym miała
czarodziejskie suknie, chodziła na czarodziejskie bale i posiadała
czarodziejskie konie do konnej jazdy.
Przerwała, a gdy znów się odezwała, na jej policzkach ukazały się dołeczki.
 I właśnie to mam!
Przez chwilę markiz spoglądał na nią zaskoczony, po czym rzekł:
 W wyobrazni!
Hermia pomyślała, że musiał być mądry, skoro zrozumiał, co miała na
myśli, i znów zaśmiała się beztrosko, zanim odpowiedziała:
 %7ładna z tych magicznych rzeczy nie może się zniszczyć ani zostać mi
odebrana i nigdy, nigdy mnie nie rozczaruje. Poza tym, mój panie, powinnam
dodać, że są one o wiele tańsze!
Markiz uśmiechnął się i tym razem było to coś więcej niż zwykły grymas.
 Mam przeczucie  powiedział  że jeśli zostanę tu dłużej, znajdę się
pod wpływem twych czarownych zaklęć i nie będę mógł uciec.
 Zawsze może pan uciec  odparła zaczepić Hermia, po chwili
powiedziała poważnie: Powinniśmy nauczyć cię tego zaklęcia, zanim
odejdziesz, by broniło cię... gdyby ten szalony człowiek, który... napadł na
ciebie... spróbował tego ponownie.
Pochyliła się lekko w jego stronę dodając:
 Proszę... proszę, bądz ostrożny! Następnym razem może im się udać...
zrealizować plan i... zabić ciebie!
 Gdyby mnie zabili, wątpię, czy ktokolwiek płakałby po mnie  odrzekł
markiz  albo tęsknił.
Hermia wyprostowała się na krześle.
 Nie wolno mówić takich rzeczy!  powiedziała ostro.  Oczywiście, że
wiele osób by płakało, bo podziwiają pańskie sportowe osiągnięcia, a jeśli ci
zazdroszczą, to dla własnego dobra powinni walczyć z zawiścią.
W spojrzeniu markiza wyczytała niedowierzanie, więc dodała:
 Powiem ci, panie, komu naprawdę będzie ciebie brak.
 Komu?  zapytał markiz.
Spodziewał się usłyszeć od niej, tak jak to słyszał od wielu kobiet, że będzie
za nim tęsknić.
 Pańskim koniom!  odparła.  Jeśli ktoś jest tak dobrym jezdzcem,
musi kochać zwierzęta. One wiedzą o tej miłości, i może dlatego wygrywają
tyle wyścigów.
Markiz milczał.
 Toteż byłam pewna, że twój koń nie mógł cię zrzucić!
 Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
 A więc uważaj na siebie, choćby ze względu na konie, które czekają w
stajniach.
Markiz nie zdążył odpowiedzieć, gdyż do sypialni wszedł hrabia. W małym
pokoiku wyglądał jeszcze potężniej i dostojniej. Hermia z szacunkiem
podniosła się na jego widok.
 Dzień dobry, stryju Johnie!  przywitała się całując go w policzek.
 Dzień dobry, Hermio!  Hrabia zmierzył ją krytycznym wzrokiem. 
Jak siÄ™ dziÅ› czuje nasz pacjent?
 Jak widzisz, znacznie lepiej. Mama jest z niego bardzo zadowolona.
 To dobrze! To znaczy, że za zgodą doktora możemy go przenieść do
pałacu.
Hermia chciała zaprotestować, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język.
 Pewnie zechcesz porozmawiać z markizem w cztery oczy  powiedziała
 a i doktor Grayson nalegał, by w pokoju chorego przebywała najwyżej jedna
osoba.
Przy drzwiach odwróciła się:
 Czy mogę ci coś podać, stryju Johnie? Może filiżankę kawy albo
szklaneczkÄ™ porto?
Wspomniawszy o porto, zlękła się. Stryj mógł się zorientować, że proponuje
mu jego własny trunek. Wczoraj Hickson, podając im w jadalni: obiad, nalał do
szklaneczki pastora wyborne Clarefy mówiąc:
 Pomyślałem, sir, że mógłbyś mieć wieczorem ochotę na szklaneczkę
porto, więc napełniłem karafkę.
 To doskonały pomysł, Hicksonie!  pochwalił pastor.  Ufam, że masz
pozwolenie jego lordowskiej mości, by przynosić wina z pałacu  dodał
zauważywszy spojrzenie żony.
 Jego lordowska mość pragnie, by mój pan otrzymywał to, do czego
przywykł, i pił to, co by pijał, gdyby był w pałacu  odparł Hickson. Lecz
on nie lubi pić sam, dlatego polecił mi, bym podał i tobie, sir.
Hickson mówił to nieco agresywnym tonem i Hermia podejrzewała, że
markiz nic takiego nie powiedział. Pewnie nawet nie przyszło mu do głowy, że
pastor nie pijał wina do posiłków. Nie miał pojęcia, że tutaj, na plebanii, wino
podawano tylko przy szczególnych okazjach, takich jak święta Bożego
Narodzenia, urodziny albo zabawy, których zresztą nigdy nie urządzano.
 Nie, Hermio, dziękuję.  rzekł hrabia. Hermia zamknęła drzwi i zbiegła
na dół mając gorącą nadzieję, że stryj nic na ten temat nie powie. Ojciec by się
zasmucił, on naprawdę lubi takie luksusy.
W tym momencie otworzyły się frontowe drzwi i do sieni wszedł pastor,
jakby przywołany myślami Hermii.
 Widziałem, że John tu jest!  powiedział, otrzepując z kapelusza krople
deszczu.
Hermia dostrzegła na podjezdzie śliczny powóz hrabiego, zaprzężony w parę
wspaniałych koni, z dwoma służącymi na kozle.
 Tak, niedawno przyjechał, rozmawia teraz z markizem. Poczekaj chwilę,
zanim tam wejdziesz. Doktor Grayson uważa, że markiz powinien mieć jak
najwięcej spokoju.
 Będzie mi go brak, gdy odjedzie  rzekł pastor, wchodząc do salonu. 
Podczas wczorajszej rozmowy przekonałem się, że to mądry człowiek.
 Też tak uważam  odparła Hermia.
Pomyślała, że skoro jest inteligentny, poślubiwszy Marilyn, prędko się nią
znudzi. Kuzynka nigdy nie przeczytała książki, nie interesowała się polityką ani
żadną z dziedzin życia społecznego. Zaraz jednak zawstydziła się tych myśli.
Jest niesprawiedliwa. Marilyn to dla markiza odpowiednia żona. A jak pięknie
będzie wyglądać, gdy z wdziękiem zasiądzie u szczytu stołu. Oni pasują do
siebie, wmawiała sobie bez przekonania.
 A gdzie mama?  zapytał pastor. Hermia dobrze znała to pytanie. Ojciec
i matka tęsknili do siebie, gdy choć przez godzinę nie byli razem.
 Poszła zobaczyć się z panią Burles. Staruszka jest ostatnio w wyjątkowo
złym stanie. Martwi się o Bena.
 To nieustanne zmartwienie i nie ma w tym nic wyjÄ…tkowego.
Hermia wiedziała, że to trwoga o Bena nęka skołatany umysł pani Burles, bo
Ben pomagał ludziom, którzy napadli na markiza, nie powiedziała jednak o tym
ojcu,
 Z kim się dzisiaj widziałeś, papo?  zmieniła temat.
 Z prostymi ludzmi, którzy są coraz bardziej zdesperowani brakiem pracy.
Postanowiłem jeszcze raz porozmawiać z Johnem, ale Bóg raczy wiedzieć, czy
mnie wysłucha!
Na schodach rozległy się ciężkie kroki hrabiego. Pastor wyszedł z salonu na
korytarz, żeby powitać brata:
 Miło cię widzieć, Johnie! Jak mogłeś się przekonać, nasz pacjent wraca
do zdrowia i nareszcie wyglÄ…da tak jak dawniej.
 Tryska nowymi pomysłami  odparł hrabia. Nie poszedł do wyjścia, jak
przypuszczała Hermia ale wszedł do salonu. Pastor podążył za nim.
Hrabia stanął tyłem do kominka i marszcząc brwi, powiedział:
 Zanim Deverille o mały włos nie zginał z rak swego kuzyna, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl