[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trzymam.
Wyszła.
Bohater. A niech to. Teraz musi wsunąć drzazgę głębiej
pod paznokieć, żeby Carrie musiała się trochę pomęczyć i by
dać jej okazję do wyrażenia współczucia. Ale gdy usiłował
wepchnąć drzazgę głębiej, złamała się i wypadła! No cóż,
trudno. Stefan szybko odÅ‚upaÅ‚ od krawÄ™dzi stoÅ‚u jeszcze jed­
ną, większą i ostrzejszą. Przez chwilę wahał się, niepewny,
który palec wybrać, po czym zdecydował się na wskazujący.
Bez palca wskazującego łatwiej poradzić sobie w pracy niż
bez środkowego.
Z zimną krwią wsunął drzazgę pod paznokieć. Podniósł
gÅ‚owÄ™ i napotkaÅ‚ wzrok Freda, który obserwowaÅ‚ go z zain­
teresowaniem.
- Co ty właściwie robisz? - zapytał zaskoczony przyjaciel.
- Idz do diabła - odpowiedział po polsku.
- Przeklinasz czy się modlisz? - zaciekawił się Fred.
44 TA NIEZNOZNA WIEDyMA
- Proponowałem ci, żebyś stąd spłynął.
- Oooch... - Fred odwrócił się i zauważył zbliżającą się
do nich Carrie. - Robisz to tylko po to, żeby siÄ™ tobÄ… zaintere­
sowała? - zapytał z głupawym uśmieszkiem.
- JeÅ›li piÅ›niesz choć jedno sÅ‚owo, to skrzywdzÄ™ ciÄ™ ni e­
odwracal ni e.
- Mówisz poważnie? - zaniepokoił się Fred.
- Znikaj stąd - mruknął Stefan przez zaciśnięte zęby.
- O, kurrrczÄ™. - Fred spojrzaÅ‚ przez ramiÄ™ Stefana i dorzu­
ciÅ‚ jowialnie: - Twoja zbawczyni nadeszÅ‚a! - po czym obda­
rzył Carrie swoim najbardziej uwodzicielskim uśmiechem.
W tej chwili Stefanowi udaÅ‚o siÄ™ bez trudu odwrócić i rÄ…b­
nąć w stół zaciśniętą pięścią tak, że drzazga wbiła się jeszcze
gÅ‚Ä™biej. Przez co mężczyzna musi czasem przechodzić... Za­
kręciło mu się w głowie, ale nawet nie jęknął.
- Daj rękę - odezwała się Carrie i ze zmarszczonymi
brwiami wpatrzyła się w jego palec. - Hm. Ta drzazga jest
większa, niż mi się wydawało.
Troska w jej oczach jak balsam koiła zbolałe serce Stefana.
W tej chwili zupeÅ‚nie nie czuÅ‚ rwÄ…cego bólu, który promie­
niował w górę ramienia.
Po chwili jednak pojawił się przy nich Pepper.
- Co się dzieje? - zapytał niskim głosem.
Stefan spojrzał groznie na swego byłego przyjaciela.
- Zasłaniasz mi światło - odezwała się Carrie.
Pepper spojrzał na nią tak, jakby nie był pewny, czy dobrze
usłyszał, ale zanim zdążył zareagować, wszyscy pozostali
obecni w pokoju zauważyli, że coś się dzieje, i wokół nich
zgromadził się zaciekawiony tłumek. Wszyscy słyszeli, jak
Carrie powiedziała do Stefana:
- Może powinniśmy cię zabrać do doktora Deckera?
- Nie. To rzeznik. Nie zrobi tego delikatnie. - Spojrzał na
niÄ… z poruszajÄ…cym serce zaufaniem. - Ty siÄ™ tym zajmij.
TA NIEZNOZNA WIEDyMA
45
Carrie zaprowadziÅ‚a go do kuchni. Na szczęście nie zauwa­
żyła pani Szyszko, która pochwyciła męża za rękę i szybko
odciągnęła go od drzwi. Stefan zobaczył to i ucieszył się.
Matka była po jego stronie.
ZadziwiajÄ…ce.
Spojrzał na Carrie, zastanawiając się, jakim sposobem ta
czarownica zawojowała serce jego matki? Przyszło mu do
głowy, że może powinien być z nią ostrożniejszy.
Bez wahania powierzył jej dłoń. Warto nawet stracić palec,
jeśli dzięki temu uda mu się przyciągnąć jej uwagę. Zauważył,
że Carrie patrzy na drzazgę, jakby był to odłamek granatu.
ByÅ‚aby dobrÄ… matkÄ…, peÅ‚nÄ… miÅ‚oÅ›ci... dla dzieci jakiegoÅ› fa­
ceta.
- To na pewno będzie bolało - powiedziała, zaglądając
mu w oczy. - Chcesz lizaka, żeby móc coś przygryzć?
- Nie ma w domu lizaków.
- Mogę czegoś poszukać - zaofiarował się Joe.
- Pomogę ci - dorzucił Pepper.
Obydwaj wyszli z domu. Czekając na ich powrót, Carrie
nalała do filiżanki odrobinę spirytusu i zanurzyła w niej palec
Stefana.
- A czy drzazga nie powiększy się od wilgoci? - zapytał
niewinnie. Palec bolał go jak wszyscy diabli.
- Cicho. Trzeba to wysterylizować.
Nie odpowiedział.
- Chcesz iść do doktora Deckera? - zapytaÅ‚a Carrie Å‚agod­
nie, obserwujÄ…c jego twarz.
- Nie.
Odsunęła mu wÅ‚osy z czoÅ‚a i czubkiem palca dotknęła de­
likatnie obrÄ…czki po prababci.
- JesteÅ› bardzo dzielny.
Jego błękitne oczy spotkały się z jej brązowymi. W tej
chwili wrócili Joe i Pepper, niosąc naręcze drewna, które wy-
46 TA NIEZNOZNA WIEDyMA
starczyłoby jako zapora przeciw ostrzałowi artyleryjskiemu.
Pepper przydzwigał ogromny konar. Wszyscy wybuchnęli
śmiechem, Pepper zaś spojrzał na Stefana prowokująco.
Stefan nawet nie mrugnÄ…Å‚ powiekÄ… i nie okazaÅ‚ rozba­
wienia.
Joe wykazał więcej zdrowego rozsądku. Przyniósł gałązkę
tarniny. Wszyscy wiedzÄ…, jakie to twarde drewno. Joe przy­
trzymał gałązkę stopą i przy ogólnym aplauzie oderwał krotki
kawałek bez cierni, który dało się trzymać w ustach. Umył
gałązkę pod kranem i z powagą podał ją Stefanowi.
- Jestem gotowy. Możesz zaczynać - powiedział Stefan
do Carrie, wkÅ‚adajÄ…c gaÅ‚Ä…zkÄ™ miÄ™dzy zÄ™by. Nikt tego nie sko­
mentował, ale na twarzy Peppera pojawił się szeroki uśmiech.
Stefan patrzył na twarz Carrie, myśląc: Masz piegi. Po
chwili odkrył ze zdumieniem, że powiedział to na głos.
- Me mam.' - oburzyia się i odwróciła piecami do niego,
trzymając jego ramię pod swoim, by lepiej widzieć drzazgę.
UkÅ‚ad oddechowy Stefana zaczÄ…Å‚ pracować na przyÅ›pieszo­
nych obrotach.
Na widok krwi Carrie zaczęła dygotać.
- Jesteś delikatna jak lilia - wyszeptał Stefan. Wiedział,
co robi. Carrie natychmiast wzięła siÄ™ w garść. Wyjęła drzaz­
gę, odsunęła ramię Stefana od swoich kuszących miękkości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl