[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oglądał, jak niebo przejaśniało się - czarne chmury rwały się i płynęły
z wiatrem obok księżyca w pełni. Baraki opustoszały, jako że prawie
wszyscy wybrali siÄ™ do kawiarenek w Chablis.
Maddy przyszła o 20:45. Ubrana była w spłowiałe dżinsy i
niebieską, flanelową koszulę, która wcale nie miała ukrywać jej
figury. Senne oczy nadawały jej zmysłowy wygląd.
- Gdzie się wszyscy podziali? - spytała Jacky'ego.
- W mieście. - odrzekł - Głodna?
- Nie - odpowiedziała - Ale nie mam nic przeciwko spacerowi.
- Jest chłodno.
- Poczekaj chwilę. - Przyszła z powrotem w niebieskim swetrze.
Jacky powstał, a w chwili gdy szli razem w stronę schodów, ktoś
zawołał do nich.
- Na spacer? To doskonałe dla uporządkowania zmysłów.
To był Lorenzo.
*
Przeszli na teren plantacji, omijając głębokie kałuże. Lorenzo
miał ze sobą latarkę, a Jacky lampkę naftową, jednak drogę jasno
rozświetlał księżyc w pełni. Chłód w powietrzu sprawiał, że gdy
oddychali, widoczne były obłoczki pary.
Dotarli w miejsce od dawna zapuszczone, gęsto porośnięte
chwastami. Lorenzo i Maddy przez prawie pół godziny dyskutowali o
kompozytorze nazwiskiem Otterino Resphigi, o którym Jacky nigdy
w życiu nie słyszał. W duchu przeklinał siebie za to, że pozwolił
Włochowi, by poszedł z nimi.
Cała trójka zeszła ze ścieżki, by podjąć wspinaczkę na porośnięte
z rzadka sosnami wzgórze. Maddy, idąca pośrodku pomiędzy
Lorenzem a Jackym, nagle znikła.
- Maddy! - zawołał Jacky, spoglądając do tyłu. Lorenzo szedł
dalej, pochłonięty własnymi myślami. Teraz zatrzymał się i odwrócił.
- Co się stało? Co z nią zrobiłeś?
Jacky usłyszał przytłumiony jęk. Brzmiał głucho i z pogłosem.
Zapalił lampkę i trzymając ją tuż przy samej ziemi, cofał się po
własnych śladach. Znalazł znacznej wielkości otwór, ukryty w
wysokiej trawie.
- Gdzie ona się podziała? - spytał Lorenzo. - W tym dole?
Jacky opuścił lampkę w głąb otworu. Napotkał wzrok Maddy,
zadzierającej głowę do góry, oszołomionej, ale całej i zdrowej.
- Uważaj! - powiedział Lorenzo. Odepchnął Jacky'ego na bok i
znikł w czeluściach otworu.
Jacky opuścił się w dół tuż po nim.
*
Lorenzo klęczał i trzymał Maddy za rękę.
- Nic mi nie jest - powiedziała zirytowana. - Gdzie my jesteśmy?
- Od deszczu otwarła się jaskinia - powiedział Jacky.
Lorenzo omiótł otoczenie światłem latarni.
- Nie tylko to, Amerykaninie, jest jeszcze coÅ›.
Jacky podkręcił lampkę. Zwiatło wypełniło duże, prostokątne
pomieszczenie, wycięte w otaczających je skałach.
- Tu są jakieś malowidła - powiedziała Maddy, wskazując na
kamienną ścianę.
Lorenzo podszedł obok niej i opuszkami palców wodził po
wyżłobieniach. - Widzicie tę postać kobiecą? To Kybele, bogini
płodności.
- Do diabła, skąd ty to wiesz? - spytał Jacky.
- Ma koronę w kształcie wieży. A tu jest jej powóz zaprzężony w
lwy. Ona jest patronkÄ… dzikich bestii.
Maddy zafascynowana wpatrywała się w miejsca, które
wskazywał.
Lorenzo szeroko uśmiechnął się i zapalił cygaro.
- Gdzieś tu na ścianie musi być młodzieniec - powiedział
konfidencjonalnie - a obok niego sosny.
Maddy zaczęła szukać. - Tutaj! - zawołała.
Jacky pospieszył do niej z lampką. Była tam postać mężczyzny z
trzema stylizowanymi sosnami.
- Kochanek Kybele, Attys - wyjaśnił Lorenzo.
- Kolejna dziedzina, w której jesteś ekspertem? - zapytał go
Jacky.
Włoch zmarszczył brwi i wzruszył ramionami.
- Kybele czczono jako symbol płodności natury, zaś Attysa -
jako boga wegetacji. Kult Kybele pochodzi z Frygii, gdzie określono
ją mianem Wielkiej Macierzy Bogów. Jej kult rozprzestrzenił się w
Rzymie, mimo że Grekom nie podobały się związane z nim obrzędy.
Zbyt niesmaczne.
- Dlaczego? - zapytała Maddy.
- We właściwym czasie dojdziemy do tego, dobrze? Rzymianie
natomiast nie byli tacy wrażliwi. Wprowadzili kult Kybele około
dwusetnego roku. Kult ten pózniej ogarnął obszary obecnej Hiszpanii,
Niemiec, Portugalii, no i rzecz jasna, Francji. Kult jej kochanka i
syna, Attysa, rozpowszechnił się pózniej.
- Syna? - spytał Jacky.
Lorenzo okazując pogardę, wydmuchiwał dym z cygara w stronę
sufitu.
- Tak. A o jakich to mitach uczą w waszych amerykańskich
szkołach? Tylko Edith Hamilton z jej piękną Wenus, popełniającą
małe, dające się wybaczyć niedyskrecje, co?
Jacky odsunął się. W dalszej części groty znalazł kamienną płytę.
Okazała się być rzezbą w ścianie, o lekkim, skośnym nachyleniu. Na
jej powierzchni uwidaczniał się z grubsza ociosany zarys ciała.
- Co to jest, Lorenzo? - spytała Maddy.
- Kto to wie? - odpowiedział Włoch, wzruszając ramionami. -
Prawdopodobnie, ofiara ludzka. Wiadomo, że w tajemnych obrzędach
kultu Kybele i Attysa przelewano wiele krwi. .
Maddy odstąpiła od rzezby.
- A to co? - spytał Jacky zza kamiennej płyty.
Była tam luzna skała, która osłaniała tajemną niszę. Wewnątrz
znajdowały się trzy dobrze zachowane gliniane dzbany. Cztery inne
były w różnych stadiach rozpadu.
- Ooo, od ręki mogę powiedzieć, że odkryłeś właśnie najbardziej
tajemną sferę kultu, największy jego sekret - wino używane w
obrzędach.
*
Lorenzo wydłubywał wosk, którym zalakowano szyjkę dzbana.
Po chwili odłamała się ona i została mu w ręce.
- Bardzo stare, co? - Pochylił głowę i powąchał. Ale wino jest
nietknięte. Nie wiadomo, co do niego dolewali, chociaż istnieją co do
tego fantastyczne spekulacje. Jednym ze składników, którego
używali, były nasiona szyszek sosnowych.
Włoch podniósł dzban do ust i pociągnął duży łyk.
- Lorenzo! - Maddy chwyciła go za rękę.
Włoch wyszczerzył się w uśmiechu.
- Nie przejmuj siÄ™. Oni nie truli swych nowicjuszy, oni tylko
napełniali ich ogniem. Spróbuj troszkę, Madeline. Ma zachwycający
smak.
Maddy ostrożnie wzięła dzban z jego rąk. Spojrzała na Jacky'ego,
który potrząsnął głową. Wysączyła trochę wina.
- A ty, Amerykaninie? - zapytał Lorenzo. - A może ty chcesz,
żeby kobiety przeżywały wszystkie przygody za ciebie?
Roześmiał się i jeszcze raz mocno przechylił dzban do ust.
Jacky wziął dzban, mimo tej dziecinnej prowokacji. Powąchał
sosnową woń i wlał do ust tylko tyle gęstego płynu, by zamoczyć
język. Napój był słodki i palił głęboko w gardle.
Włoch przechylił naczynie.
- Mocno pij, Amerykaninie. %7łycie nie składa się tylko z
cholernych komputerów i pieniędzy.
Jacky ledwie go zauważał. Odczuwał jakby przepływ fal,
powstających w nogach i przenikających w górę, przez całe ciało.
Każda kolejna fala potęgowała jego odczucia. Spojrzał na Lorenza,
który zataczał się, a jego ciało ogarnęły wstrząsy.
Jacky nic mu nie mógł pomóc. To co sam odczuwał było zbyt
intensywne i przytłaczało go. Podczołgał się na środek pomieszczenia
i położył pod otworem wypełnionym światłem księżyca w pełni.
Jacky czuł, że całe jego ciało nabrzmiewa, a każda kolejna
gwałtowna fala następowała w rytmie uderzeń serca.
Madeline podeszła do niego, więc mógł się przekonać po jej
oczach, że i ona jest w takim samym stanie zadającego katusze
pobudzenia.
- Posłuchaj mnie - wyszeptał Jacky - dopóki jeszcze potrafię
normalnie myśleć. Jak zakończymy zbiór winogron, pojedziemy do
Paryża, wynajmiemy sobie piękny pokój w pięknym hotelu i
będziemy się kochać.
- Boże, jak bardzo chcę ciebie - jęknęła Madeline. Zdarła z siebie
koszulę, potem to samo zrobiła z bluzą Jacky'ego. Jej usta trafiły na
jego usta, potem szyję, tors, brzuch, uda. Każde dotknięcie jej warg i
języka przeszywało go nową, zniewalającą falą ekstazy.
Jacky zaczął mieć halucynacje.
*
Przez grotę przemaszerował pochód tańczących karłów. Każdy z
nich miał jakiś instrument muzyczny - flet, cymbałki, bęben,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]