[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sobie podczas ich pierwszego spotkania, objawiła mu się teraz jako
uosobienie kobiecego wdzięku. To zaś z kolei drażniło jego zmysły i
budziło zazdrość. Jednego bowiem był pewien. Nie został dotąd
dopuszczony do hermetycznego kręgu jej prywatności. I tym właśnie różnił
siÄ™ od Marca.
Susy wróciła. Zapytała, czego się napije. Podziękował za alkohol i
poprosił o kawę.
- Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to przejdę z tobą do kuchni.
Uśmiechnęła się.
- Jest to miejsce, gdzie większość naszych przyjaciół czuje się najlepiej.
Potem obserwował, jak miele, parzy i nalewa kawę. Posłodził dwie
łyżeczki.
Wrócili na taras. Przez jakiś czas rozmawiali na błahe tematy, jak gdyby
chcąc uciec w ten sposób od poważnych myśli i pragnień. W końcu jednak
RS
64
rozmowa się urwała i zapadła cisza, której dolegliwość każde z nich
odczuwało mniej więcej tak samo.
Susy zapaliła dodatkową lampę.
- Czy moglibyśmy teraz porozmawiać o Robinie? - Głos Rossa zabrzmiał
jak wystrzał armatni. - Gdy widzieliśmy się po raz ostatni, wydawałaś się
bardzo zaniepokojona jego stanem.
Susy opadła ciężko na poduszki fotela.
- I nadał jestem. - Zrelacjonowała mu pokrótce swoje obserwacje. - Jak
widzisz, wyglÄ…da to wszystko bardzo nieciekawie.
- Czyli że całe to zamieszanie wywołała Sandra swymi nieostrożnymi
słówkami?
- Niezupełnie. Chodzi o dużo szerszy problem sieroctwa i adopcji. Całe
życie duchowe tych dzieci skupia się tylko na tym. Sieroctwo przyjmują
jako kalectwo, a że już są kalekami w sensie fizycznym, więc wyobraz
sobie, co może się dziać w ich główkach i serduszkach. Marzą o tym, by
przynajmniej się wyleczyć z duchowego kalectwa. To zaś mogą im
zagwarantować przybrani rodzice. Robin twierdzi, że nie chce  nowego"
tatusia i mamusi. Ale ile w tym buntu, a ile zawiedzionych nadziei, nie
podejmuję się rozstrzygnąć.
- On bardzo ciÄ™ lubi, Susy. Tym samym problem jeszcze bardziej siÄ™
komplikuje.
Poczuła wyrzuty sumienia. Dlaczego w szpitalu traktowała Robina tak
jak inne dzieci? Wiedziała przecież od dawna, że w swojej samotności ona i
Robin potrzebujÄ… siebie nawzajem.
- Chyba bardzo tu zawiniłam. To takie słodkie dziecko. Tak nam ze sobą
dobrze. Trudno mi się pogodzić z tym, że jest nieszczęśliwy.
- Rozumiem, Susy, ale iluż to dzieciom nie sposób odmówić miłości,
szczególnie jeśli wykonuje się taką pracę, jak my. A przecież konieczna jest
tu jakaś linia demarkacyjna, której jako dorośli musimy przestrzegać.
- Masz rację, Ross. Tylko że zdarza się od czasu do czasu, iż jakieś
dziecko potrzebuje okazania wyjÄ…tkowo gorÄ…cego serca, my zaÅ›, parci jakÄ…Å›
siłą, którą teraz trudno mi nazwać, nie możemy mu tego odmówić.
- Mówisz tu o czymś, co określiłbym jako miłość od pierwszego
wejrzenia - powiedział tonem, który ją zastanowił.
- Podpisuję się pod tym określeniem - rzekła, unosząc filiżankę do ust.
Przez chwilÄ™ milczeli.
- A czy ty zakochałaś się kiedyś w ten sposób"? Oczywiście, myślę tym
razem o mężczyznie.
RS
65
- Nie... nie jestem pewna. Zresztą nawet gdyby tak było, nie sądzę, bym
chciała rozwodzić się na ten temat.
- Ale tylko wyobraz sobie, Susy! GdzieÅ› lecisz, powiedzmy, do
Budapesztu, i na lotnisku Heathrow spotykasz nieznajomego. Wasze dłonie
przypadkowo spotykają się, spoglądacie na siebie i - ciach! trach! -jesteście
ugotowani!
- Prawdę mówiąc, miałam przyjaciółkę, której coś takiego się
przydarzyło. Matka powiedziała jej, że jest to albo chwilowy zawrót głowy,
spowodowany hormonami, albo miłość na całe życie, do grobowej deski.
Ross wykrzywił twarz w uśmiechu. - I w rezultacie czym się okazało? -
zapytał z ironicznym przymrużeniem oka.
Najwyrazniej nie wierzył jej. Ale ona brnęła dalej:
- Ta historia, niestety, nie kończy się weselnym tortem. Zaczęło się,
trwało czas jakiś i przeminęło.
Moja przyjaciółka jednak nigdy nie zapomniała o przygodzie z lotniska.
- I po raz drugi już nie zakochałaś się?
Krew uderzyła jej do głowy.
- Ross, wypraszam sobie. Zechciej pamiętać, że mówię tu o swojej
szkolnej przyjaciółce.
Podniósł ręce do góry w geście poddania, ale jego bezczelny uśmiech
jakby temu zaprzeczał.
- WierzÄ™, wierzÄ™... Ale dlaczego nie powiesz mi czegoÅ› o sobie?
- Nie podaję swego serca na talerzu! Jakby posmutniał.
- Zdaje się, że o coś innego chodzi w naszej rozmowie.
- Mnie zaś się wydaje, że odbiegliśmy w niej zbyt daleko od Robina i
jego problemów.
- Tak, tyle że nie miałem dotąd zbyt wielu okazji przeprowadzenia z tobą
serdecznej i szczerej rozmowy. Chciałbym wiedzieć, co kryje się za tą
chłodną maską, którą tak szczelnie się zasłaniasz. Myślę, że z całego
bogactwa swych przeżyć rzucasz mi tylko okruszynę, tak na odczepnego.
Coś powstrzymuje cię przed uchyleniem zasłony. A przecież wierzę, że
jesteś otwartą, spontaniczną i miłą dziewczyną. Chyba że twoje zaręczyny
okazały się tak straszną pomyłką, iż...
Poderwała się na równe nogi. Dygotała, a jej serce przepełniał gniew.
- Wybacz, Ross, lecz zatraciłeś wszelką miarę. Mnie  straszne pomyłki"
nie zdarzają się. I pragnę jeszcze coś dodać. Załóżmy, że już zdecydowałam
się na tę pracę w szpitalu. Czy w związku z tym musiałabym liczyć się z
możliwością, że wezmiesz mnie w krzyżowy ogień pytań na temat
najbardziej intymnych spraw mojego prywatnego życia?
RS
66
Nie czekała na odpowiedz. Podeszła do barierki i zapatrzyła się w dal.
Ale widziała tylko mglistą ciemność.
Nagle poczuła, że obracają ją czyjeś mocne dłonie. A potem dotykają jej
policzków i ścierają z nich łzy.
- Przepraszam, Susy. Nie chciałem cię zranić ani zdenerwować.
Niepotrzebnie wymknęło mi się fatalne wręcz słowo i bardzo tego żałuję.
Przekomarzaliśmy się, a ja nie zauważyłem, kiedy nasza rozmowa buffo
stała się rozmową serio. Wierz mi, jeśli wystąpisz o tę pracę, twoje życie
prywatne będzie dla mnie tabu. Po prostu sądziłem, że najlepszym
lekarstwem na zadawniony ból serca jest szczera rozmowa. OK, wiem, że
wobec Marca łatwiej ci się zdobyć na otwartość. Marc zna cię lepiej, gdyż
dzielił z tobą pewne doświadczenia w Belfaście. Ja chciałbym tylko, żeby
brzemię osobistych cierpień nie stanowiło przeszkody w całkowitym
oddaniu siÄ™ pracy.
- Jasne! Praca i obowiązkowość przede wszystkim! - rzuciła ironicznie. -
Ale pana obawy, panie doktorze, są całkiem bezpodstawne. Czuję się na
siłach sprostać swym obowiązkom nie gorzej od innych. Nie będę czarną
owcÄ… w zespole. Denerwuje mnie natomiast pana osoba. Dostrzegam
bowiem u pana wygórowane mniemanie o własnej wartości. Moraliści [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl